Kochać pomimo

Kochać pomimo

Jestem inna zdecydowanie, czuję to, widzę i słyszę w relacjach z innymi. Wczoraj miałam okazję się sprawdzić, odebrałam z lotniska mojego brata a następnie spędziłam z rodziną kilka godzin. I było mi tak normalnie, tak dobrze, że aż nie chciało mi się stamtąd wychodzić. Mimo, że rozmowa nie zawsze należała do najmilszych, mimo, że mama znów wchodziła w rolę ofiary, innym razem znów atakowała ojca albo siostrę. Takie momenty się zdarzały i to kilka razy. Ale ja, co najważniejsze, nie czułam wtedy do niej złości, czy nawet niechęci a w zamian widząc to: „no tak ona znowu to robi” czułam jednak akceptację i spokój.  Tak po prostu. I nie zmieniło to mojego pozytywnego nastawienia do niej. I to działo się naturalnie tak z ciała, z serca a nie z głowy. Tak, to było z poziomu serca. Niesamowite, nareszcie przyjęłam moją mamę taką jaką ona jest, nareszcie już nie mam żadnych oczekiwań wobec niej. Uwalniające uczucie.

I co ciekawe, podczas tej wizyty przeglądałam też moje stare listy z lat młodości a nawet gdy byłam dzieckiem jeszcze. I znalazłam tam takie perełki, gdzie moja mama pisze listy do mnie będącej wtedy na kolonii letniej. To jest tak znamienne w swojej treści i też ładunku emocjonalnym, że aż nieprawdopodobne. Moja mama pisze o tym, że była chora na anginę, że miała wysoką temperaturę i dreszcze, ale dalej pisze, że to dobrze, że tylko 3 dni bo bała się czy to nie zapalenie stawów. Jest lepiej teraz, zapalenie przeszło… W tej chorobie, ale jednak upiekła siostrze tort makowy (miała właśnie urodziny) a ona znowu niezadowolona (moja siostra), bo chciała z galaretką. Cytuję: „A tak to jest Mama się stara a dzieci kręcą noskami. Nie wiem doprawdy po co Ci to piszę, ale to przecież samo życie – nasze, musisz wiedzieć co się dzieje…”. 

Czy 13-latka przebywająca akurat na swoich wakacjach nad morzem powinna wiedzieć ze szczegółami o tym z czym boryka się jej mama tam w domu? Mama, która została z trójką swoich dzieci. Teraz patrzę na to z niedowierzaniem, wręcz z pewną trudnością, że aż tak to wyglądało. Ale niestety, tak. To prawda. Tak to wyglądało. Dlatego byłam w roli bohatera rodzinnego czując się za wszystko i wszystkich odpowiedzialna a zwłaszcza za samopoczucie mojej mamy. To ja pełniłam rolę pocieszyciela i pierwszego jej pomocnika we wszystkim. 

I piszę to, ale nie czuję, wciąż nie czuję w sobie żalu, że tak było. Już nie czuję złości na mamę, że mi to robiła. No cóż radziła sobie jak umiała. Taka była i taka jest nadal. I taką ją kocham, przyjmuję. I czuję ulgę i spokój. 

Teraz przytoczę moją odpowiedź na powyższe słowa jej listu: „Kochani Rodzice!!! Pozdrawiam Was serdecznie. Dostałam Wasz drugi list. Dowiedziałam się o wszystkich maminych kłopotach i chciałabym tam być. U mnie się nic nie zmieniło. Dzisiaj idziemy piąty raz do kina na film >Kaskader z przypadku<…”. No cóż moje słowa również mówią same za siebie: „Chciałabym tam być” – dopowiem tutaj, dlaczego chciałabym tam być: żeby wesprzeć, żeby pomóc, żeby trzymać gardę przy mojej mamie, która ma tak bardzo ciężko, która ma tyle kłopotów i była nawet chora, ona sobie biedna nie radzi… Słowa układają mi się same, tyle razy w życiu to przerabiałam, odczuwałam, pomagałam, wspierałam…

Cieszę się z mojej terapii, bo pozwoliła mi zobaczyć prawdę, taką jaką jest, mogłam nareszcie zobaczyć te fakty z mojej przeszłości i mnie to nie powaliło, już nie. A te listy są między innymi dowodem, że to miało miejsce rzeczywiście. Więc moje uczucia, wspomnienia, słowa nie były wypaczone, przekoloryzowane, przesadzone. Przyznam, że takie wątpliwości też miewałam… 

Ale oprócz tego, że mogłam to zobaczyć nareszcie to jeszcze odczuwam inną diametralną zmianę w sobie – teraz patrzę na to ze spokojem i akceptacją. I tak samo mogę mimo tego wszystkiego patrzeć na moją mamę i kochać ją. 

Kocham moją mamę taką jaką jest i pomimo tego wszystkiego…