Głód miłości

Głód miłości

Wczoraj oglądałam mieszkania, to był bardzo trudny dzień, bardzo męczący bo zobaczyłam ich aż siedem. Duży wysiłek i mega wyzwanie, ponieważ przemieszczanie się po centrum dużego miasta między kolejnymi spotkaniami wymagało dużej sprawności. Ponadto jeszcze w trakcie powrotu, oczywiście ciemną nocą spostrzegłam, że wysiadły światła z niewiadomych powodów w samochodzie i w takich warunkach albo jadąc za kimś albo na trochę świecąc sobie długimi dojechałam do domu. Byłam tak bardzo zmęczona, że moje oczy były szare wręcz i piekły. Gdyby to był mój samochód to podjęłabym inną decyzję, kupiłabym żarówki na stacji i załatwiła problem od razu. Ale ja nadal jeszcze jeżdżę samochodem taty. A on ma żarówki w domu. I pogadane.

Ale nie o żarówki tu chodzi. Chodzi o to, że gdy weszłam do nich zjeść jakąś ciepłą zupę to gdzieś tam w tym swoim zmęczeniu też liczyłam, znów liczyłam, znów… na ogrzanie, wsparcie, pociechę też natury emocjonalnej. Powiedziałam do mamy nawet niby żartem: „mamo powiedz do mnie >moja truskaweczko, no powiedz, proszę< „. Tak bardzo byłam głodna uczuć, tak bardzo byłam zmęczona. Nie dostałam tego czego potrzebowałam. I ok, mam na to zgodzę. Już ją mam. 

Ale dlaczego ja sama sobie to robię? Dlaczego ja sama nie potrafię jeszcze sobie tego dać? To ja mogę najlepiej i celnie niejako siebie wypełnić, nakarmić i zadbać o siebie. A ja wciąż szukam na zewnątrz, szukam jak dziecko przy piersi kierujące się stronę matczynego sutka. A ja przecież już dawno dzieckiem nie jestem. Ja mam już swoje sutki, które mają moc nakarmienia siebie samej. Dlaczego w chwili zmęczenia działam po staremu? Wtedy wchodzę w rolę dziecka szukając na zewnątrz zamiast w środku, w sobie to odnaleźć.

I najgorsze jest to, że tak jak mojej mamie było i jest trudno dawać tą miłość i wsparcie, tak mnie samej też jest bardzo trudno to samo robić. Mam w nawyku tylko stawiane zadań, wymagań i wykonywanie, działanie, respektowanie, ocenianie i to zazwyczaj, że nie dość, nie tak dobrze itp. A tak trudno mi zatrzymać się w tej niekończącej się drodze ciągłych wymagań, działań i celów, żeby dać sobie uznanie, podziw, serdeczność, ciepło, miłość. Bardzo trudno mi też odpuścić, powiedzieć wystarczy, już dosyć zrobiłaś… Mam tak samo, to samo sama sobie robię. Jestem taką samą matką dla siebie, bo każdy z nas nosi w sobie wewnętrzne dziecko głodne dobrych uczuć, tych uczuć, których kiedyś zabrakło.

Kiedy w końcu zacznę się kochać? Kiedy będę stosować w czynie miłość własną niezależnie od tego czy właśnie jestem zmęczona, bo przecież wtedy ją najbardziej potrzebuję. Wtedy jestem jej głodna.