Nasze wewnętrzne pokłady mocy

Nasze wewnętrzne pokłady mocy

Zazwyczaj po warsztatach teatralnych czuję się lepiej, wczoraj znów mogłam tego doświadczyć. Nie dość, że można przeżyć twórczo czas z innymi, to jeszcze ja osobiście widzę, że moja rola buduje mnie i wzmacnia. Rola, którą gram jest wyrazista, bezkompromisowa, silna, stanowcza wręcz groteskowa miejscami w tej swojej apodyktycznej zapalczywości. I tak ma być, w teatrze ma się dziać, mają grać emocje, bo tego chcemy właśnie, to nas karmi. 

I te kwestie, które wypowiadam z pełną zamaszystością w swojej ekspresji a nawet i krzyku pozwalają mi dotrzeć w sobie do swojej stanowczości, siły i mocy. Jak bardzo potrzeba mi teraz stanowczości w mojej decyzji o wznowieniu działalności gospodarczej. Jak bardzo potrzeba mi wiary, że się powiedzie, że w tym nowym miejscu, w tym większym mieście znajdę odbiorców, uczestników moich warsztatów, klientów indywidualnych…  Jak bardzo potrzebuję siły, aby nie ulec swoim lękom, swoim demonom…

Ta rola mnie też karmi niejako. Dzięki niej docieram do swoich pokładów mocy i ze zdumieniem wciąż i na nowo odkrywam, że ja to mam w środku, mam to w sobie. Ja mam wszystko czego potrzebuję, wszystko. Choć na co dzień nie do końca i nie zawsze umiem z tego korzystać.

Usłyszałam kiedyś słowa, że mamy w sobie wszystkie odpowiedzi, próbujemy szukać ich gdzieś na zewnątrz. A mamy je w sobie samych. Myślę, że mamy w sobie o wiele więcej niż nam się wydaje…

Strach i lęk

Strach i lęk

Miałam okazję być wczoraj w teatrze na przedstawieniu tanecznym dotyczącym niczego innego jak strachu „FearLess”. Piękny taniec, doskonałe wykonanie, wspaniała tancerka. Idealnie współgrające muzyka i światło. To wszystko razem było dla mnie głębokim przeżyciem. Odbierałam wszystkimi zmysłami to co widziałam, słyszałam… Uruchamiały się też emocje. Odbierałam to wręcz organicznie. Czułam jakby w każdej komórce mojego ciała dokonywała się swoista transformacja. 

I myślę po tym wszystkim, że strach z jednej strony jest nam potrzebny, bo nas ostrzega i dalej ochrania przed niebezpieczeństwem. Ale też może się stać osobnym tworem, czymś czego nie jesteśmy już w stanie okiełzać, ogarnąć w jakikolwiek sposób. Nagle jest czymś zupełnie nie naszym jednak w nas, bo obezwładnia, zniewala, ogarnia nagle w kleszczach lęku. A nie jeszcze strachu.

Lęk to jest już zupełnie inna historia. Lęk pojawia się bez żadnej przyczyny, znienacka zalewając umysł a dalej emocje i penetrując całe ciało dochodząc do duszy. I wtedy następuje zatrucie. Człowiek jest zatruty, niezdolny myśleć, czuć, żyć w prawdzie. Nie jest sobą wtedy. Jest tylko strachem zamienionym nagle w lęk. Ze strachem można jeszcze rozmawiać, pertraktować, można go oswoić. Z lękiem to jest o wiele bardziej trudniejsze i często nie do zrobienia. To jest już ten obcy twór trudny do okiełzania. On często żyje własnym życiem. 

Ale tak jak na wczorajszej scenie, tak i też w naszym życiu wszystko jest możliwe, bo nadal jesteśmy, trwamy. Bo karty naszego życia nadal są w użyciu. A człowiek jest aż kimś a nie czymś. A zwłaszcza nie jest tylko swoimi emocjami. Człowiek jest o wiele większy niż strach a nawet i lęk. Człowiek jest tutaj podmiotem, to jemu służą emocje. W każdym razie taki jest zamysł. Emocje są dla nas, żeby nam pokazywać azymut, prowadzić, ale tylko tyle i aż tyle. Niekiedy one wymykają się nam spod kontroli. Tak wiem, sama tak mam. Ale to powinno być wtedy zauważone i skorygowane, jeśli to nam nie służy. 

A zawsze przestają nam służyć nasze emocje, jeśli zaczynają żyć własnym życiem. Jakiekolwiek by one nie były.