Wczoraj na terapii przeżyłam bardzo trudną sesję, nie moją, ale ja czułam, odbierałam czyjeś słowa tak osobiście, że mogę powiedzieć, że ta sesja była właściwie dla mnie, o mnie i we mnie. Przeżycia, historia tej osoby tak bardzo były podobne do moich minionych doświadczeń, że bardzo mnie dotykały bo za każdą ich nową odsłoną miałam w głowie: „ja też tak miałam, to też podobnie wyglądało u mnie, tak znam to”… I wywoływało to we mnie szereg emocji i uczuć: niedowierzanie, że aż tak; żal dla samej siebie, że to przeszłam; smutek, że to miało miejsce; czułam empatię do samej siebie, tak bardzo czułam ten swój trudny, straszny wręcz mój wewnętrzny świat wówczas i tak bardzo ze sobą sympatyzowałam na poziomie serca.
Ja siebie po prostu nareszcie widziałam, ja widziałam te straszne fakty z mojego życia i mnie samą tak bardzo uwikłaną, utrudzoną, zniewoloną w okowach strachu i lęku. Tak jak to wyglądało rzeczywiście a nie umniejszając, racjonalizując bądź nawet wypierając, bo tak też sobie wcześniej radziłam. Części zdarzeń wolałam nie widzieć, pewnych słów wolałam nie słyszeć. A z całą pewnością tego wszystkiego trudnego co niosło moje życie wolałam nie czuć. Ja teraz nareszcie to poczułam, dotknęłam w emocjach, otwarłam na te uczucia moje serce. Tak bardzo byłam blisko siebie, przy sobie, że nawet nie byłam w stanie się odezwać, po prostu nie miałam nic do powiedzenia, żadna informacja ze mnie nie wypłynęła, bo byłam przy sobie.
Wybrałam siebie. Po raz pierwszy na terapii ja wybrałam siebie. Nawet gdy terapeutka zwróciła uwagę, że część grupy zamarła jakby i nic się nie odzywa, wtedy ja zdołałam tylko powiedzieć, że: „nie jestem w stanie nic powiedzieć, bo te treści są mi tak bliskie, tak bardzo przypominają mi moją przeszłość, historię, że jestem w tym teraz przy sobie, bo tak mnie to dotyka, że jestem przy sobie i tam chce pozostać…”.
Na końcu wydarzyło się też coś bardzo ważnego dla mnie. Odezwałam się nareszcie na słowa terapeutki, że może tamta osoba chce usłyszeć od nas – od grupy, że ona jest ok? I wtedy ja od razu, bez namysłu i zdecydowanie powiedziałam: „dla mnie jesteś fantastycznie ok! A wszystkie twoje trudności wynikają z twojej historii, z trudnego dzieciństwa, z tych warunków w jakich wyrastałaś, miałaś bardzo pod górkę. Ale i tak dajesz radę, jest coraz lepiej i jesteś na właściwej drodze. Dla mnie jesteś bardzo ok!”
Dalej terapeutka zadała nam pytanie, ale czy zawsze jesteśmy ok?
A ja wtedy z uśmiechem na twarzy: „nawet gdy nie jestem ok, to i tak jestem ok! Zawsze jestem ok, taka jaka jestem!” To było o mnie przede wszystkim, ja mówiłam rzeczywiście o sobie i rzeczywiście tak teraz już mam, że zawsze jestem ok! Niezależnie co by się podziało ze mną, we mnie prze ze mnie. To i tak jestem ok.