Wczoraj byłam u psychiatry mając nadzieję na jakąś konsultację, rozmowę o moich problemach, może gdzieś tam dźwięczy mi pytanie: czy ja mam depresję? Tym bardziej, że na ostatniej wizycie Pani Doktor wyraźnie nie miała czasu, ale zapewniła mnie, że na następny raz przejrzy moją dokumentację i przygotuje się. No więc byłam pełna nadziei. Niestety, nic z tych rzeczy, nadal wyglądała na bardzo zajętą i jej słowa ograniczyły się tylko do tematu wystawienia nowego zwolnienia lekarskiego. Nawet mnie nie zapytała, jak się czuję po leku, który mi ostatnio polecała mówiąc: „niech pani spróbuje, będzie się pani lepiej spało, proszę spróbować”. Nic z tego, zupełne echo. Notabene przedstawiła mi ten lek jako nasenny, chodzi tu o Trittico a okazało się po sprawdzeniu informacji na jego temat w Internecie, że jest lekiem o działaniu przeciwdepresyjnym oraz że: „należy on do leków z grupy SSRI – inhibitorów wychwytu zwrotnego serotoniny. Jednocześnie jest też antagonistą receptorów 5-HT2, których uaktywnienie powodować może bezsenność, pobudzenie psychoruchowe, lęk oraz zaburzenia w sferze seksualnej.” Pal sześć z zaburzeniami seksualnymi i tak nie mam na to przestrzeni ani ochoty, ale bezsenność i pobudzenie psychoruchowe! Przecież to są dwie zmory od których ja właśnie próbuje się wyleczyć!!! Oczywiście lista skutków ubocznych jest równie długa jak przy innych psychotropach. Kiedyś już miałam taką przygodę z lekiem Pramolan, należącym do grupy trójpierścieniowych leków działającym przeciw lękowo, przeciwdepresyjnie i uspokajająco, który przepisała mi wtedy moja Pani Endokrynolog z powodu zgłaszanych przeze mnie wtedy problemów ze spaniem. Grzecznie zaczęłam go stosować i wytrzymałam 10 dni dawkowania, bo z dnia na dzień było coraz gorzej. Na mnie ten lek zadziałał całkowicie odwrotnie! Jako psycholog wiedziałam oczywiście, że powinnam dociągnąć do dwóch tygodni stosowania i bardzo się starałam, ale po 10 dniach byłam wrakiem człowieka.
Miałam jeszcze większe zaburzenia snu, stany lękowe, napady paniki, splątanie, mrowienie różnych części ciała oraz stany psychotyczne. Wszystkie te dolegliwości oprócz problemów ze spaniem doświadczyłam wtedy pierwszy raz w życiu. Pamiętam np. gdy siedząc w pokoju czyli w mieszkaniu rodziców, było uchylone okno a ulica oddalona o kilkadziesiąt metrów, przejeżdżał motor, niby normalna sprawa a ja słyszałam taki ryk i hałas i czułam jakby mi ten motor przejeżdżał przez środek głowy, tak w połowie i wzdłuż mojej czaszki. Kosmos! Albo ile mnie wysiłku kosztowało, gdy jechałam samochodem jako kierowca. Wszystkie bodźce wokół zalewały mnie wręcz a ich selekcja, które z nich są istotne a które nie, i reakcje jak ja mam się zachować w danej chwili na jezdni to było tak trudne i tak wyczerpujące, że ledwo dawałam radę. Coś co kiedyś dla mnie stanowiło działanie automatyczne, bez żadnego zastanawiania, wtedy było wyzwaniem. W decydującym ostatnim dniu miałam problem nawet z umalowaniem się i ubraniem, chciałam pójść do kościoła z koszyczkiem do święcenia, bo była to Sobota Wielkanocna. Ja płacząc, dużo wtedy płakałam przez te dni w przeciwieństwie oczywiście do poprzednich, siedziałam przy stole z lusterkiem i nie byłam w stanie, po prostu nie byłam w stanie tego zrobić. Czułam się jak bezwolna masa całkowicie rozbita, pokonana bez możliwości podjęcia tego działania i bałam się, bardzo się bałam.
Moja mama, gdy zobaczyła mnie w tym stanie, to powiedziała: „nie musisz iść do tego kościoła, ja pójdę” I było to dla mnie uwalniające, pamiętam. Moja mama, z uważnością i z miłością i akceptacją na ten mój stan wzięła coś na siebie i zrobiła to, co najważniejsze, i tym samym ściągnęła ze mnie odpowiedzialność. Pierwszy raz w życiu doświadczyłam aż tak adekwatnej i troskliwej reakcji ze strony mojej mamy, to było cudowne w tym wszystkim. Może dlatego miałam się tak posypać żeby móc tego właśnie doświadczyć. Ponieważ wtedy moi rodzice otoczyli mnie prawdziwym wsparciem, miłością i rzeczywiście byli przy mnie tak prawdziwie. Wtedy dostałam od nich to czego brakowało mi w dzieciństwie.
Ale wracając do tej sytuacji, mianowicie, przypomniało mi się wtedy o ulotce tego leku i zaczęłam czytać skutki uboczne i dotarło do mnie, że ja je mam, że to są skutki uboczne przecież! A na końcu przeczytałam, że w razie ich wystąpienia lek należy odstawić i też tak zrobiłam. Po czym z dnia na dzień czułam się coraz lepiej a stopniowo nawet zaczęłam normalnie spać i całkiem dobrze funkcjonować. Więc jak po tych doświadczeniach miałabym bez lęku przyjmować kolejne leki psychotropowe??? Mało tego, tym razem przepisane bez żadnej konsultacji a właściwie o tak po prostu – na próbę – „proszę spróbować”. Nie! Ja mówię temu stanowcze NIE. Nie będę się skazywać na niewiadome i możliwe skutki uboczne, ponieważ lepiej funkcjonuję teraz niż gdybym być może przyjmowała ten lek. A ponadto w razie czego i tak nie mogłabym liczyć na pomoc ze strony Pani Doktor, jak widać z wydarzeń wczorajszego dnia. Nie wiem jak radzą sobie inni, jak radzą sobie ci, którzy rzeczywiście borykają się z większymi trudnościami, nie wiem. Jest mi bardzo przykro z tego powodu, że nasz system zdrowia i standardy leczenia farmakologicznego są na tak niskim poziomie, bardzo mi przykro i prawdziwie ubolewam nad tym faktem.
Ta wspomniana Pani Doktor psychiatra była bardzo miła i ja wierzę w jej dobre intencje i też wiem, że rzeczywiście ona ma problem z brakiem czasu w trakcie swojej praktyki lekarskiej. Ona jest po prostu przeciążona i nie ma tak właściwie czasu na to żeby się pochylać nad zwykłymi problemami ze spaniem, gdy powiedzmy ma również inne przypadki np. prób samobójczych. Ja to rozumiem i nie mam nawet pretensji do niej, bo to wina leży w systemie, za mało specjalistów, za mało psychiatrów a za dużo pacjentów. Ale to nie oznacza, że mam przemilczeć fakty które mówią: zostałam pozostawiona sama sobie, nie rozmawiano ze mną o moich dolegliwościach a dla mnie one właśnie są równie ważne jak dla kogoś innego jego próba samobójcza. Takie są fakty – nie udzielono mi pomocy w tym zakresie a powinnam ją dostać, ta pomoc mi się należała.
Pocieszam się, że po wczorajszej rozmowie z moją przyjaciółką czuję się o wiele lepiej bo mogłam wylać wszystkie swoje żale i rozterki, w efekcie czego zasnęłam jak dziecko i spałam 9 godzin bez żadnych tabletek. Jestem wypoczęta i spokojna a nawet zadowolona. Elementem leczącym znów okazała się obecność drugiej osoby, jej aktywne słuchanie a przez to dalej okazane wsparcie i empatia. To wszystko powinnam właśnie dostać od mojego psychiatry, tego ich pewnie uczą na studiach, ale w praktyce nie są oni w stanie temu sprostać w publicznej służbie zdrowia w tej z NFZ.
Taki system! Podobnie jak: „taki mamy klimat”.