Nasze wewnętrzne pokłady mocy

Nasze wewnętrzne pokłady mocy

Zazwyczaj po warsztatach teatralnych czuję się lepiej, wczoraj znów mogłam tego doświadczyć. Nie dość, że można przeżyć twórczo czas z innymi, to jeszcze ja osobiście widzę, że moja rola buduje mnie i wzmacnia. Rola, którą gram jest wyrazista, bezkompromisowa, silna, stanowcza wręcz groteskowa miejscami w tej swojej apodyktycznej zapalczywości. I tak ma być, w teatrze ma się dziać, mają grać emocje, bo tego chcemy właśnie, to nas karmi. 

I te kwestie, które wypowiadam z pełną zamaszystością w swojej ekspresji a nawet i krzyku pozwalają mi dotrzeć w sobie do swojej stanowczości, siły i mocy. Jak bardzo potrzeba mi teraz stanowczości w mojej decyzji o wznowieniu działalności gospodarczej. Jak bardzo potrzeba mi wiary, że się powiedzie, że w tym nowym miejscu, w tym większym mieście znajdę odbiorców, uczestników moich warsztatów, klientów indywidualnych…  Jak bardzo potrzebuję siły, aby nie ulec swoim lękom, swoim demonom…

Ta rola mnie też karmi niejako. Dzięki niej docieram do swoich pokładów mocy i ze zdumieniem wciąż i na nowo odkrywam, że ja to mam w środku, mam to w sobie. Ja mam wszystko czego potrzebuję, wszystko. Choć na co dzień nie do końca i nie zawsze umiem z tego korzystać.

Usłyszałam kiedyś słowa, że mamy w sobie wszystkie odpowiedzi, próbujemy szukać ich gdzieś na zewnątrz. A mamy je w sobie samych. Myślę, że mamy w sobie o wiele więcej niż nam się wydaje…

Jestem wdzięczna

Jestem wdzięczna

Czuję taką wdzięczność do życia, że dane mi było trafić na warsztaty teatralne. I mam dla siebie podziw, że mimo wszystko znalazłam w sobie na tyle odwagi i poszłam w to. Już blisko dwa miesiące zmierzam się sama ze sobą, ze swoimi lękami, kompleksami i fałszywymi przekonaniami na swój temat. I wciąż idę do przodu, rozwijam się, poznaję samą siebie. I na nowo też odkrywam innych wokół. 

Każdy człowiek jest wielką tajemnicą, jest jak książka, którą można czytać. Ale tutaj to robić można bez końca. Bo nasza historia zawsze jest w procesie i nigdy nie jesteśmy skończeni, zawsze można coś zmienić, coś dodać. Chyba, że osiągniemy koniec swojej wędrówki na tym świecie. Chyba, że…

Wczoraj przeżyłam kolejny taki piękny czas w naszym warsztatowym twórczym gronie. Uwielbiam tą pracę, zadania do wykonania, improwizacje, ćwiczenia pracy z ciałem… Uwielbiam to, że wtedy jestem w zupełnie innej czasoprzestrzeni, mam poczucie jakby świat wokół nie istniał. A w zamian czego jestem tylko ja i cała grupa we wspólnym procesie stwarzania na nowo. I to nie tylko naszego przyszłego przedstawienia, ale myślę, że głównie siebie. Stwarzamy siebie na nowo wchodząc w to co jest nam dane na tu i teraz. 

I tylko wtedy od nas zależy, ile z tego wyciągniemy dla siebie a tym samym dla świata. Bo ja tworzę ten świat. A cały świat jest zawarty równie we mnie jak i w Tobie. 

Cały ten świat to my, na tu i teraz.