Dlaczego wciąż czuję napięcie i strach przed jakimś większym działaniem? Jeśli mam jakąś pracę do wykonania to najlepiej gdybym nie odpoczywała, nie jadła i zrobiła to jak najszybciej. Już najlepiej już. Zastanawiam się czy mogę iść chociaż na spacer? Czy jest sens gotować obiad? Bo przecież zaoszczędzę czas… To jest chore, tak się nie da żyć, w każdym razie nie na dłuższą metę. Siedzenie przed komputerem cały dzień wymaga jednak jakichś przerw chociaż dla zdrowia, dla kręgosłupa, dla psychiki właśnie.
A co robię ja? Ja to wszystko wiem a i tak ulegam lękowi i w tym znanym mi napięciu piszę, pracuję, tworzę, żyję. Tak żyję, bo życie składa się z takich codziennych, zwyczajnych chwil. Ale skąd to napięcie? Robię to co kocham, jest spokój, bo na korytarzu wciąż nie ma imprez, mam więc dobre warunki a dalej się boję! Czego? O co chodzi?
Czy to jest ten lęk z dzieciństwa? Wtedy, gdy cokolwiek robiłam to zawsze się bałam czy mama tym razem będzie zadowolona? Czy uda mi się sprostać oczekiwaniom rodziców?
Czy zdążę z tym przed kolejną awanturą? Katastrofą, która zawsze wybijała mnie z jakiegoś rodzaju mojej i tak pseudo normalności. Czy to jest to?
Nie wiem, może tak…