Przymus pomagania

Dlaczego nadal staram się być uczynna i pomagać nawet wtedy, gdy inni o to nie proszą, dlaczego? Przecież mogę być tak po prostu normalnie przy sobie a nie przy tym drugim obok mnie i kombinując jak mu nieba przychylić, dlaczego ja to wciąż i nadal robię? Nawet w stosunku do zupełnie obcych mi ludzi ledwo dopiero poznanych. 

Czyżbym nadal jak uzależniona od narkotyku potrzebowała uszczęśliwiać wszystkich wokół na siłę tak jak do tej pory robiłam to z moją rodziną będąc z nimi i żyjąc dla nich. Zlana w jeden organizm emocjonalno-regulacyjny.

Mnie nie może być dobrze, gdy tobie jest źle, bo to oznacza, że nie jestem z tobą przy twojej biedzie, twoim głodzie… Nie mam prawa do siebie, swojej drogi i swojego szczęścia…

Gdy tobie jest źle to wtedy wylejesz na mnie swoje brudy, żeby sobie ulżyć i wtedy ci dopiero ulży, gdy ja rzeczywiście to poczuję i wezmę na siebie. Wtedy to oznacza dla ciebie, że jestem lojalna, że kocham i wtedy dopiero ci ulży, bo nie jesteś w tym sam. Tak wyglądała regulacja emocji własnych w mojej rodzinie.

Czy o to chodzi? Czy to ma sens, to się działo wielokrotnie latami, tak to wyglądało. Czy dlatego czuję ogromne napięcie i przymus pomocy, gdy widzę, że ta druga osoba jest w impasie, że nie wie, że jest jej źle, że cierpi…

Znów wczoraj zauważyłam u siebie brak właściwych granic, najchętniej przygarnęłabym jak matka i przytuliła do piersi. Hello? O co chodzi? W czym rzecz? Nareszcie widzę co robię, widzę jak wiele jeszcze pracy przede mną. Jestem jak dziecko, które dopiero uczy się chodzić. Bo przez większość mojego życia zawodowego tak bardzo byłam zlana z tą moją rolą właśnie zawodową, że całkowicie byłam tym kimś nie zastanawiając się wcale nad prawdą o mnie, ale tak osobiście. Jakie jest moje Ja odarte zupełnie z pełnionej funkcji w roli zawodowej. Teraz mam okazję dopiero poznać siebie, bo zawodowo nie pełnię teraz żadnej roli, jestem naga niejako. I dlatego wychodzi to co wychodzi. Bo nie mam za czym się skryć. Tak jestem naga, jestem sobą i nie jest to łatwe, bo nie do końca mi się podoba to co widzę. 

Będąc w jakiejkolwiek roli zawodowej umiałam nad tym jakoś zapanować, nie zalewałam nikogo sobą, miałam sukcesy i byłam pozytywnie postrzegana, tak mi się w każdym razie wydaje. I takie też informacje otrzymywałam, ale osobiście, ja tu i teraz to leżę, zupełnie lezę rozłożona na łopatki jakbym została odarta z jakiejś iluzji o sobie samej.

Dodaj komentarz