Potrzeba akceptacji

Wczoraj byłam u rodziców na niedzielnym obiedzie, potem kawa i było tak dobrze, tak normalnie i po długim spacerze z siostrą, zostałam właściwie do późna. Czyli udało się jednak, ponieważ miałam takie założenie na tą wizytę, żeby się w trakcie niej nie zdenerwować, nie ulec innym wokół tylko być wierną sobie zgodnie ze słowami: „nic ani nikt nie ma prawa decydować o moim samopoczuciu, to ja wybieram co czuję, jak się zachowuję i co myślę”. Tylko raz poczułam wściekłość, gdy tata znów swoim zwyczajem użył słowa: „bieda” ale gdy to poczułam i miałam tego świadomość to po prostu puściłam to, poszło a ja zostałam w tym punkcie, w którym byłam wcześniej, rozmawiałam wtedy z mamą pokazując jej mojego bloga. Dałam jej też  do przeczytania tekst wpisu, w którym pisałam o jej pamiętniku i użyłam jego fragmentu. Z uwagą przeczytała, ale nic nie powiedziała, nic.

Powtórka z dzieciństwa – ja się dziele sobą a ona nic na to, nic na mnie tym samym, ściana. I tak się pocieszam, że gdy rozwinęłam temat tłumacząc moje motywy pisania tego bloga, to jej postawa wyglądała chociaż na przychylną i nie było słów dezaprobaty, co istotne. Jak ważne jest dla mnie jej błogosławieństwo, jej opinia, postawa wobec mnie, jak bardzo!!! Jestem dorosła i mam prawo do własnych wyborów a wciąż szukam jej akceptacji, patrz miłości… Znów wracam myślami do faktu, że jednak to jest dla mnie ważne, bo jest, bo nie chcę, żeby cierpiała z powodu tego, że o niej piszę, o innych z rodziny i dlatego chcę, żeby znała moje intencje i je rozumiała a najlepiej akceptowała. Może do tego dojdzie, może to jest proces, może tak.

Dodaj komentarz